sobota, 10 czerwca 2017

Siglo ng pagluluwal (Century of Birthing) (2011) (recenzja)




W 2010 roku Lav Diaz nie wypuścił żadnego filmu. Pewnie wziął urlop... Albo dopadł go kryzys twórczy. To drugie jest możliwe jeśli wziąć pod uwagę że o tym opowiada właśnie "Century of Birthing". Diaz kręci swoje własne "8 i pół", w którym zadaje sobie pytanie o sens tworzenia. Kto jak kto, ale człowiek robiący zazwyczaj kilkugodzinne slow cinema przedstawiające filipińskich wieśniaków podczas codziennych czynności, faktycznie powinien pogłówkować nad tym co wyrabia. Nawet jego widzowie zachodzą w głowę jakim cudem oglądają te filmy i... jeszcze im się to podoba.

"Century of Birthing" jest wielowątkową opowieścią o mieszkańcach Filipin. Porównanie z filmem Felliniego jest zasadne. Centralnym bohaterem mianowano reżysera kina artystycznego mającego problemy z dokończeniem swego dzieła. Poznamy zresztą również kilka kobiet jego życia. Pozostałymi bohaterami są postaci z montowanego przeń filmu oraz ludzie skupieni wokół kultu religijnego Dom Ojca Tiburcio. Grany przez Perry'ego Dizona reżyser stara się dojść do konkluzji czym jest sztuka. Nie on jedyny jest tu zagubiony...

Mamy do czynienia z najtrudniejszym filmem w dotychczasowej karierze Lava Diaz. Wymagającym absolutnego skupienia. O ile oglądając "Heremiasa" mogliśmy nawet przysnąć i dalej dojść do wielu konkluzji, tutaj jest to wątpliwe. Twórca unika ekstremalnie długich scen, mnoży dialogi, przeplata linie fabularne. Jeśli nawet jakaś sekwencja jest przeciągana to dlatego iż zobaczymy w niej rozmowę, bądź monolog, nie spacery wiejskimi drogami. Dodać należy iż żaden film Diaza nie był nigdy tak "brudny". Mamy tutaj sporo mrocznych scen dotykających kwestie gwałtów, przemocy, okaleczeń. "Florentina Hubaldo, CTE" również zawierała takie sekwencje, ale umiejscawiała je najczęściej poza kadrem. Tu uderzają w nas bezpośrednio.

Jest wiele powodów by znielubić ten film. Choćby dziwny rytm jakim się toczy- co rusz inne tempo i atmosfera. Polubiłem go jednak. Dostałem w końcu komentarz reżysera na temat całej twórczości. Mogłem zrozumieć bardziej jego wizje. Jednocześnie wątek poszukiwania/tracenia wiary wbudowany w fabułę jest bardzo kompatybilny. Przyznaję nie wytrzymałbym tak intensywnego, napakowanego tematami dzieła podczas seansu kinowego. Jednak podzieliwszy sobie je na dwie części w trakcie seansu domowego wypadło pozytywnie.

czwartek, 8 czerwca 2017

Cinema Post Cast: Wojna domowa, part 3 – filmy krótkometrażowe


To już trzeci raz, kiedy w Cinema Post Cast wywołujemy naszą małą wojnę domową. Po starciu filmów pełnometrażowych i odcinków seriali przyszedł czas na krótkometrażówki.  Każdy z nas wybrał po jednym ze swoich ulubionych filmów i skonfrontowaliśmy je z wyborami kolegów. Postawiliśmy na różnorodność. Grzegorz wybrał "Monidło" (1969), Garret zdecydował się na "Ask Father" (1919), a ja zgotowałem wam "Bobby Yeah" (2011). Wcześniej jednak porozmawialiśmy trochę ogólnie o krótkim metrażu, ubolewając nad tym, że to bardzo niedoceniana gałąź kinematografii. Miłego słuchania!


Spis Treści:

0:00 Intro
0:56 O czym będzie podcast
4:07 Ogólnie o krótkich metrażach
23:12 Monidło (1969)
35:40 Ask Father (1919)
45:00 Bobby Yeah (2011) 
55:55 Podsumowanie i pożegnanie
59:25 Outro i bloopersy


Cinema Post Cast: Filmy z padem w rękach (recenzja „Heavy Rain”)



W kolejnym odcinku Cinema Post Cast, zabieramy Was w podróż nieco wykraczającą poza kinowy świat. Rozmawiamy o grach, które korzystają z czysto filmowej narracji. Pod lupę bierzemy Heavy Rain studia Quantic Dream należącego do Davida Cage'a. To gra, która spodoba się zarówno kinomanom, jak i graczom. Przed mikrofonem Grzesiek z blogu PiQltura i ja. 

Spis treści:

0:00 Intro
2:00 Od czego się wszystko zaczęło
8:25 Interaktywne filmy/Fabularne gry
29:47 Heavy Rain
1:07:10 Chaotyczne pożegnanie zmęczonych podcasterów

POBIERZ