poniedziałek, 27 lutego 2017

Ogród rozkoszy ziemskich (2003) (recenzja)



Lech Majewski, którego kolekcję DVD omówię pewnie w niedalekiej przyszłości, okazał się reżyserem niedoskonałym. To osoba zafascynowana sztuką, pełna wiedzy o kulturze, chętnie przeplatająca film z formą teatralną, operową, literacką... A jednak ciągłe eksperymentowanie nie wychodziło mu na dobre. Często poetycki język po jaki sięgał twórca wydawał się bełkotem, a liczne metafory nie łączyły się w spójny sens. W przypadku "Ogrodu rozkoszy ziemskich" właśnie tak jest. A jednak reżyser sięgnął po formułę która zupełnie go rozgrzesza z pretensjonalności. Tym razem chylę czoła, choć uprzedzam, że ja tylko dałem się oszukać ;)

Film opowiada o dwojgu zakochanych spędzających czas w Wenecji. On jest z wykształcenia ścisłym umysłem, ona tymczasem pisze doktorat o twórczości Hieronima Boscha. W ich rozmowach sztuka miesza się z nauką, uzupełniając i pozwalając szerzej spojrzeć na świat. Niestety jak to bywa w melodramatach, w życie szczęśliwych ludzi wkrada się choroba. To ona jest impulsem by kobieta dotąd jedynie mówiąca o artystach, sama spróbowała zbudować dzieło. W tym celu bohaterowie chwytają za kamerę, kręcąc amatorski film będący wypadkową ich fascynacji i zaczynają komponować...

...a Majewski jest usprawiedliwiony. Jego obraz bywa górnolotny, czasami uderza w kiczowate tony, ale to przecież ma wyglądać jak utwór stworzony przez dwoje nie-filmowców. I w tej formule to się sprawdza. Udaje się uchwycić intymność, pięknie pokazano pasję, w końcu sportretowano też jak wiele w procesie tworzenia jest zabawy. Jeśli ktoś ma wątpliwości czy to działa, warto dotrwać do zakończenia. Jest to moment w którym główny bohater sam daje się porwać w rytm formowania sztuki w sposób impulsywny. W ten sposób doskonale wieńczy utwór swojej miłości, a także idealnie zamyka film.

czwartek, 23 lutego 2017

Cinema Post Cast: Lekarstwo na życie vs. Lament



W kolejnym solowym epizodzie Cinema Post Castu omawiam moje wrażenia z multikinowego maratonu "Antywalentynki". Usłyszycie szczegółowe recenzje "Lekarstwa na życie" i "Lamentu", przybliżę wam jak sprawdzają się "Autopsja Jane Doe" i "Train to Busan" w charakterze powtórek i opowiem dlaczego nie cierpię widowni tak zwanych eNeMFów. Miłego słuchania :)

POBIERZ


niedziela, 19 lutego 2017

Cinema Post Cast: Toni Erdmann vs. Jackie Kennedy



W tym odcinku naszego podcastu omawiamy z Grześkiem z blogu PiQltura dwie ważne premiery ostatnich miesięcy. Pierwszą jest "Toni Erdmann", jeden z najlepiej ocenianych filmów europejskich minionego roku. Drugim jest "Jackie", film biograficzny, który mocno dzieli publiczność przez swoją nietypową dla Hollywood formę.

Od siebie mogę dodać że przesłuchałem ten podcast i chyba w żadnej innej audycji nie profanowałem tak bardzo języka polskiego jak tutaj. Mam fatalną składnię, mylę znaczenie słów (choćby słowo "retrospekcja" zamieniam na "retrospektywa"), powtarzam się. Musicie mi to wybaczyć, jak zwykle podszedłem do nagrywania spontanicznie. Swoje myśli przekazałem, ale być może w nieprzystępnej formie. PiQ spisał się za to na medal, zauważyłem pomyłkę tylko w jednym momencie, gdy miast powiedzieć Isabelle, powiedział Elizabeth Huppert. Potraktujcie ten akapit jako erratę do podcastu. Mam nadzieję że mimo wszystko będzie wam się słuchało tej audycji tak przyjemnie jak nam się ją nagrywało.

POBIERZ

wtorek, 14 lutego 2017

Kolekcja filmów Isabelle Adjani (recenzja)



SPI jakiś czas temu wypuściło box 3 filmów z Isabelle Adjani. Mało reprezentatywny, bo znalazły się tam jedynie role aktorki z lat 1981-1983. Jednak stanowiący gratkę dla kinomana, choćby z prostej przyczyny iż to jedyna możliwość zdobycia legendarnego "Opętania" Andrzeja Żuławskiego po polsku na DVD. Obecnie ten pakiet chodzi na allegro po dość przesadzonych cenach oscylujących wokół 100 zł. Ja kupiłem go za połowę tej sumy, czyli idealny koszt w przypadku potrójnego boxu.

Isabelle Adjani jest piękną kobietą i bardzo utalentowaną aktorką. Pierwszy fakt czasami wpływał nieco negatywnie na drugi, bo zdarzało się że reżyserzy zatrudniali ją w swoich dziełach jedynie w charakterze ozdoby. Jeśli jednak trafiała na jakieś wyzwanie aktorskie, zazwyczaj radziła sobie z nim doskonale. Na pewno warto przyjrzeć się jej dokonaniom bliżej, co sam zrobię w przyszłości. Tutaj mamy trzy filmy z zupełnie różnych parafii i różnej jakości. Choćby z tego względu warto ten box zrecenzować. W skład wchodzą:

Opętanie (1981) reż. Andrzej Żuławski 

O ile w "Diabłach" nie kupiłem "rozwrzeszczanego" stylu twórcy, tutaj pasuje on idealnie. Opowieść o kryzysie małżeńskim została opowiedziana niemal samymi wykrzyknikami, a co najlepsze, przy pomocy języka kina grozy. Nie jest to bynajmniej jakiś dodatek do dzieła. "Opętanie" to mroczny horror, nie stroniący od krwi i obrzydliwości. To jednak nie przeszkadza mu w byciu niesamowicie poetyckim obrazem ludzkich pragnień.

Aktorsko to absolutna rewelacja. Isabelle Adjani odgrywa tytułowe "uczucie" na milion sposobów, starannie łącząc szaleństwo, marazm i strach. Sam Neill nie ustępuje jej kroku, pod batutą reżysera miotając się pomiędzy rezygnacją, a wolą walki o uczucia w które wierzy. To świetny duet, który nie mógłby wykrzesać z siebie takich emocji gdyby kto inny nimi dyrygował. Na szczęście u Żuławskiego można więcej, bo on sam woli by kino było głośne, dosadne, odrealnione. Oczywiście by to wszystko do siebie pasowało, wytworzył odpowiedni klimat.

Nie czuję tutaj nawet potrzeby szukania wad. Nie wszystko jest tu na swoim miejscu, ale tak miało być. Chaos rządzi. Kontrolowany chaos ;)

Za rok, ... jak dobrze pójdzie (1981) reż. Jean-Loup Hubert

Ze scenariusza tego filmu można by nakręcić dołujący dramat obyczajowy. Twórca wolał jednak stworzyć... komedię romantyczną. Chyba nawet nie był świadomy jak jego postaci są nieszczęśliwe, zależne od innych, pozbawione jakichkolwiek wyborów. Główni bohaterowie, Isabelle i Maxime to para zakochanych. Łączy ich szczere uczucie, ale dzielą zupełnie ambicje życiowe.
Maxime mało zarabia, jest hipochondrykiem, nie chce dzieci, ani ślubu. Jednak wie że opłacająca większość rachunków Isabelle ma w ich związku większe prawo głosu, bo ma też lepszy status społeczny. Konflikty są nieuniknione. Twórca idzie po najmniejszej linii oporu by je załagodzić, co tylko zabija ambicje tego filmu, mającego szansę opowiedzieć o czymś ważnym. 

Trudno polubić bohaterów. Nigdy nie myślą nad swoim postępowaniem, nie wyciągają też wniosków na przyszłość. Podążają jedynie za impulsami. W chwili gdy emocje biorą górę nie mają oporów by obgadywać się wzajemnie, upijać w trupa, a nawet dopuszczać zdrady. Po wszystkim wybaczają sobie, ale wiadomo iż nie na długo. Niby to jest wizja ludzi którzy istnieją, takich których nieraz spotykamy. Kłopot w tym iż film nie tylko im przytakuje, miast się zastanawiać, ale również banalizuje poważne problemy. Nie mam nic przeciwko lekkim filmom, ale tutaj z tym przedobrzono. 

Isabelle Adjani spisała się dobrze, choć trzeba zauważyć, nie miała zbyt wielkiej konkurencji. Reszta obsady stoi na co najwyżej średnim poziomie. Czyli w sumie i tak wyższym niż to dzieło.

Śmiertelny wyścig (1983) reż. Claude Miller

Adaptacja "Oka obserwatora" Marca Behma. Jeśli ufać opisom książki, była to opowieść o tajnym agencie, który śledząc morderczynię powoli się w niej zakochuje. W tym filmie relację nieco skomplikowano. Głównym bohaterem jest detektyw rodem z filmów noir, mający śledzić syna swoich klientów. Okazuje się iż młodzieniec wybrał wszystkie pieniądze, planując ucieczkę z tajemniczą młodą kobietą. Bohater jest świadkiem tego jak niewiasta zabija swojego kochanka, przywłaszcza sobie jego pieniądze i ucieka za granicę. Stary detektyw postanawia śledzić jej poczynania, gdyż w postaci o rysach Adjani odnajduje swoją córkę, z którą od dawna nie miał kontaktu.

Względem oryginału zmieniono więc miłosny wątek, na motyw rodzicielski. Całość jest zaś podana w konwencji czarnego kryminału. Twórca jednak umiejętnie bawi się takim klimatem. W jednej ze scen do bohatera podbiega mała dziewczynka i z uśmiechem pyta "lubi pan mówić sam do siebie?" co jest oczywistym żartem z noirowej narracji. Niestety o ile klimat filmowi dopisuje, to już sposób opowiadania wydarzeń jest niejasny. Czasami wydaje się jedynie ciągiem morderstw w różnych zakątkach świata, bywa iż monologi są bełkotliwe, zakończenie całej historii również rozczarowuje.

Sam wątek ojcowski bardzo mi się podoba. Nie jest oczywiście pewne czy tajemnicza morderczyni jest córką bohatera. Bardziej stanowi jej wyobrażenie o tym jak mogłaby wyglądać gdyby miał prawo do opieki nad nią. Gdy detektyw śledzi podejrzaną wygląda to tak jakby podglądał proces dojrzewania dziewczyny. Uczy się być jej obrońcą, czasami surowo ocenia kandydatów na jej mężów, chwilami rozumie jej wybory, innym razem je neguje. Zawsze jednak pozostaje niezauważony. Zaś kolejne zbrodnie stanowią po prostu metaforę szukania siebie.

Co ciekawe, Isabelle Adjani nie ma tu do zagrania wiele. Jeśli pamiętacie jak w "Opętaniu" chwilami szła przed siebie z pustym wzrokiem to tutaj robi to niemal przez cały czas. Wspominałem we wstępie że są filmy w których ma ona głównie wyglądać. I tutaj tak jest. Zobaczymy aktorkę w niezliczonej ilości kreacji, fryzur, peruk, makijaży. Dosłownie co 5 minut zmienia twarz. Jednak scenarzysta nie napisał jej zbyt wielu scen w których mogłaby się wykazać, to męska rola jest tu na pierwszym planie.

Film polecam, choć jest on nieco niechlujny, rwany. W przeciwieństwie do "Opętania" to niekontrolowany chaos. Nie wszyscy to kupią.

A jak już przy kupowaniu jesteśmy, myślę że ten box warto było nabyć. Jest nierówny, w skład wchodzą film słaby, niezły i wybitny. Nie imponuje może dodatkami (nie ma ich w ogóle), ale za to jakość obrazu jest dobra. Szkoda że zawiera  tylko 3 tytuły, lecz z drugiej strony gdyby mieli dorzucić jeszcze jeden na poziomie "Za rok, ... jak dobrze pójdzie" to niech zostanie tak jak jest. W przyszłości na blogu pewnie zagoszczą kolejne zestawy z mojej kolekcji ;)

środa, 1 lutego 2017

Koszmar (2015) (recenzja)



Na wstępie  wita nas plansza ostrzegawcza że film zawiera efekty stroboskopowe nieodpowiednie dla epileptyków oraz muzykę nagraną na takich częstotliwościach iż może wywołać zawroty głowy. Niestety przyszło mi oglądać film na małym ekranie, w dodatku z lektorem nieco zagłuszającym chaos dźwiękowy jaki prezentuje nam ten obraz. Skłonny jestem jednak stwierdzić iż ten wstęp to bardziej opcja marketingowa, gdyż dyskotekowa forma nie ma istotnego znaczenia dla treści. Ot, bohaterowie są członkami subkultury która ubiera się w kolorowe stroje, farbuje włosy na nienaturalne barwy i słucha głośnej, elektronicznej muzyki. Stąd 1/3 filmu przypomina rave'owy teledysk gdzie migają światła, dźwięk zagłusza dialogi (dlatego niektóre sceny są z napisami), a jako podstawę dziwnych wizji przyjęto narkotyki łykane na imprezach. Same halucynacje są tutaj jednak odzwierciedleniem stanów emocjonalnych, niekoniecznie więc potrzebowały jakiegokolwiek wytłumaczenia. Zaś 2/3 filmu to kino uniwersalne, nakręcone dość tradycyjnie, więc nawet zakładając iż od muzyki rozbolałaby mnie głowa, miałbym kiedy odpocząć na sekwencjach umiejscowionych w czterech ścianach.

Achim Bornhak, reżyser filmu, przyjmuje iż dojrzewanie jest tytułowym "Koszmarem". Każe o tym przekonać się Tinie, głównej bohaterce obrazu. To nastolatka, zakręcona na punkcie mody, uwielbiająca całonocne wypady ze znajomymi do klubu i nie stroniąca od używek. Pewnego wieczoru zaczyna odczuwać czyjąś obecność w mieszkaniu. W kuchni słychać niepokojące dźwięki, przedmioty same się tłuką. Rodzice nie wierzą dziewczynie, ale wszystko wskazuje na to iż w ich czterech ścianach zadomowił się tajemniczy "gość". 

Mamy do czynienia ze stylistyką kina grozy, co widać już po samym opisie. Jest to jednak efekt przyjętej konwencji, a celem filmu raczej nie wydaje się wywołanie strachu. Przerażenie będzie raczej uczuciem towarzyszącym bohaterc, nie widzowi, stąd twórca lepi wizje w takiej, a nie innej stylistyce. Cały film nie jest zresztą chronologicznie ułożoną opowieścią, a bardziej odzwierciedleniem stanu emocjonalnego. Na ekranie świadomość przybiera kształty, materializuje się w realnym otoczeniu, ale wciąż pozostaje strumieniem myśli, które musimy odczytać. Całe szczęście choć "imprezowe" wątki wydają się jedynie obrazować sentyment twórcy do określonej subkultury, to już sposób w jaki portretuje Tinę wychodzi niebanalnie. Każda scena niesie za sobą echo jej problemów, zarysowując złożoną postać. W dodatku wszystko prowadzi nie do przesadzonego wybuchu tłumionych emocji, a do dość skromnego, acz treściwego finału i później zagadkowego, nastawionego na wiele interpretacji epilogu.

"Koszmar" to całkiem zgrabny reprezentant horroru autorskiego. Nie on pierwszy przedstawia życie nastolatków jako coś przerażającego, ale robi to z pomysłem. Nie wszystkie zabiegi formalne uznaję za uzasadnione, ale postać jaka pojawia się na ekranie w 30 minucie filmu jest bez wątpienia świeżym pomysłem. Warto doczekać do tego momentu, później jest już coraz lepiej.