Jakby zacząć... A, wiem... 19 października 2015 roku udostępniłem komentarz na filmwebie pod grą "The Mist" mówiący "Nie grywam w gry, ale oglądałem gameplay" w ten sposób roszcząc sobie prawa do oceny powyższego tytułu bez "przechodzenia" go. To wywołało odzew znajomych graczy, jakoby ta ocena była nieuczciwa. Ja jednak miałem w głębokim poważaniu ich zdanie, zupełnie nie szanując dość słusznej postawy oponentów. Nie rozumiałem wtedy jeszcze tego co dziś, czyli że gry komputerowe to sztuka równie ambitna co kino czy książka. Co zmieniło mój pogląd? Film oczywiście. O to jak pięknie jedna forma uczy akceptacji względem drugiej. 7 lutego 2016 roku obejrzałem na portalu Mubi obraz "Indie Game the Movie". Ten dokument opowiadał o trzech niezależnych autorach gier, którzy poprzez gameplay starają się przekazać coś czego żadne inne medium nie byłoby w stanie. Zwłaszcza urzekła mnie historia Edmunda McMillena, człowieka który poprzez zwykłą platformówkę opowiada o swoim związku, czyli rzeczy którą sam uważa za najważniejszą w całym swoim życiu. Tak w prosty sposób zdałem sobie sprawę iż coś z czym miałem do czynienia, a co dawno temu odrzuciłem uznawszy za płytkie, niekoniecznie takie jest.
Sednem moich wywodów jest wiadomość iż zdecydowałem się od czasu do czasu umieszczać na blogu recenzje gier. A powodem ku temu jest obecność nowego sprzętu, przez który oszalałem. Niespełna miesiąc od zakupu zredukowałem wyjścia z domu, oglądam trzy razy mniej filmów, piszę także rzadziej. Jednak nie żałuję. Rzeczony sprzęt to używane PS3 które widzicie na powyższym zdjęciu w towarzystwie piwka. Zdecydowanie urozmaiciło mój świat, choć jeszcze nie przyzwyczaiłem się do tego iż jest to także "czasożerna" rozrywka.
Zacznijmy od tego dlaczego kupiłem Play Station. Polać temu kto zrozumie moją logikę. Otóż, ostatnio zajmuję się tworzeniem dla społeczności Alternatywny Top 100 mini rankingów adaptacji książkowych. Na podstawie posiadanych danych układam kolejno ekranizacje danego pisarza od najlepszych do najgorszych. Podróż w poszukiwaniu danych źródłowych na temat kolejnych autorów książek uświadomiła mi że chciałbym czytać dużo więcej, niż dotychczas, I w tym celu kupiłem konsolę :D Dobra, dobra, już wyjaśniam... Chodzi o to iż ja preferuję generalnie audiobooki, ale ja muszę coś jednocześnie robić gdy ich słucham, bo inaczej się rozpraszam. Co robić podczas słuchania najlepiej? Jeździć na rowerze, sprzątać, biegać, a także... grać.
Oczywiście to co piszę w pierwszym akapicie tnie się nieco z tym co piszę w trzecim, wszakże jak obcować z dziełem odbierając mu istotną część którą stanowi dźwięk? A no nie da rady, więc szybko się przekonałem iż nie podczas każdej gry sobie posłucham książki. Jednak w niektórych przypadkach można. Choćby podczas zwiedzania miasta grając w GTA IV, albo gdy mi się znudzi soundtrack w kolejnych częściach gier sygnowanych nazwiskiem Tony'ego Hawka, ale już "The Last of Us" czy "Silient Hill" będę ogrywał z dźwiękiem oryginalnym.
Jeszcze wspomnę iż nie odkrywam świata gier, a już miałem z nim do czynienia. Gdzieś między 12 a 16 rokiem życia, gdy nie miałem jeszcze internetu. Wtedy mój świat kultury stanowiły w dużej mierze książki z 4 bibliotek do których byłem zapisany, filmy z telewizji i wypożyczalni oraz właśnie gry. Nieograniczony dostęp do sieci sprawił iż zupełnie zapomniałem o stosie CD-Actionów zalegających na biurku. Teraz wraca mi zajawka, wraz z nią także chęć poznania klasyki gier, a przede wszystkim świadomość iż to bardzo relaksująca rozrywka. Na strychu znalazłem stary skórzany fotel na którym dotąd spał mój kot. Zatachałem go do swojego pokoju. Nie ma to jak się w nim rozwalić, chwycić pada, odpalić płytę i po prostu wyłączyć się ze świata rzeczywistego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz