sobota, 28 stycznia 2017

Ja, Olga Hepnarova (recenzja)



Jeśli wejść na Wikipedię i przeszukać katalog "masowi mordercy" trafimy na tylko jedną kobietę. Olga Hepnarova spełniła swoje zamierzenia, jej czyn zapamiętano. W 1973 roku wjechała ciężarówką w 20 osób stojących na przystanku, zabijając 8 i raniąc pozostałe 12. Do dziś mówi się o niej jako o czarnej karcie historii Czechosłowacji. Jakkolwiek nie zabrzmi to upiornie, taka postać w pełni zasłużyła na swój władny film, już przez sam wzgląd na to jak ustosunkowała się do popełnionej zbrodni. Była to prywatna krucjata przeciw społeczeństwu, które jej zdaniem, traktowało ją podle.

Wbrew moim oczekiwaniom, tą historię poznamy od początku. Myślałem iż mord będzie punktem wyjścia, a reszta retrospekcją. Tak się nie stało. Olgę przedstawia nam się jako apatyczną nastolatkę, w wiecznym konflikcie z rodziną, marzącą o ucieczce z domu. Jest słaba, poniewierana, a jednocześnie już we własnym pamiętniku deklaruje niechęć względem otoczenia. W przeciwieństwie do głoszonej nienawiści natychmiast lgnie do każdej osoby która okaże jej zrozumienie. Jest głodna uwagi, głodna miłości, a jej żądza destrukcji często zdaje się pozą. Czemu więc ta historia kończy się tak tragicznie? Trudno to wyczytać z dzieła, które obrało sobie za cel raczej wyliczanie cech prawdziwej Hepnarowej, niż uporządkowanie ich w logiczną całość. Przez to trudno będzie widzowi znaleźć celną odpowiedź, czy bohaterka jest mitomanką kreującą się na "chłopca do bicia" czy też autentycznie stłamszoną istotą popchniętą do szaleństwa.

Niewątpliwym plusem świadomości jak to się skończy są wszystkie ujęcia sprzed kabiny pojazdów które prowadzi Olga. Za każdym razem gdy widziałem bohaterkę za szybą przechodziły mnie ciarki i pytałem się "czy to teraz nastąpi masakra". Twórcy wymyślnie zapowiadali zakończenie takimi kadrami. Jednocześnie jak to Czesi, pozwolili sobie na kilka krzywych uśmieszków. Jednak przez większość filmu czułem niestety że starają się mnie zdezorientować. Wprowadzają tutaj mnóstwo niepotrzebnego naturalizmu, lubią zatajać przed nami istotne wydarzenia, czasami kadrują puste pomieszczenia. Do tego niektóre sceny nie mają swojego uzasadnienia, jak choćby pobicie Olgi w internacie.

Doceniam ten obraz. Ma swoje momenty, rewelacyjny dubbing (Michalina Olszańska jak się okazuje nie zna czeskiego), a im bliżej końca tym staje się ciekawszy, bo wreszcie wchodzi w regularny dialog z bohaterką (dosłownie i w przenośni). Niestety w ogólnym rozrachunku wypada średnio.

2 komentarze:

  1. Twórcy zdrobili dużo w kierunku, aby widz nie patrzył na bohaterkę jednokierunkowo. Chcieli przybliżyć to, jaką osobą była Olga i z jakimi problemami się borykała. Dzięki temu wypada bardziej ludzko i już mamy niejakie opory, by ją zaszufladkować wyłącznie jako seryjną morderczynie. To w gruncie rzeczy nie jest film o morderczyni, ale o osobie z problemami zagubionej w świecie. Morderstwo w końcu ma miejsce, ale dzieje się niejako z boku. Na plus jest, że możemy odczuć jak bardzo nie może się znaleźć. Nie dlatego, że sytuacja była aż tak zła. Po prostu nie umie indywidualnie dostosować się. W jej mniemaniu byłoby to jak pogwałcenie jej osobowości, która jako jedyna miała dla niej wartość. We wszystkim czuła się ogromnie niepewnie. Ta niepewność też została pokazana na ekranie. Twórcy trafili w sedno robiąc film czarno-biały. Szarość - w takich odcieniach świat widzi Olga i całość prezentuje się na ekranie niczym dokument sprzed lat. Tempo filmu pozwala lepiej oddać rzeczywistość. Nie wiedziałam że to film o seryjnej morderczyni co tylko zadziałało na plus. Film zachęca widza do własnego osądu. Niezależnie od tego co możemy przeczytać na wikipedii. Pozwala też odczuć jak jest to złe, kiedy jedno cierpienie wywołuje ogrom cierpienia. Podsyłam ciekawy wywiad z reżyserami: http://film.wp.pl/tom-s-weinreb-petr-kazda-olga-nie-byla-chlopcem-do-bicia-za-jakiego-sie-uwazala-wywiad-6079028962747009a
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko twórcy nie odpowiedzieli mi też na kardynalne (dla mnie) pytanie, a raczej zdezorientowali mnie. Czy Olga faktycznie była "chłopcem do bicia" czy też przez swoją wrażliwość wyolbrzymiała swój status ofiary? W niektórych scenach widzimy iż jest poniewierana, matka odnosi się do niej bez emocji, inni patrzą na nią z wyższością. Ale w innych widzimy że ona wymyśla sobie postać ojca (bił mnie X razy), wymyśla że była w więzieniu (chyba że ma na myśli internat), generalnie dużo kłamie, sama odpycha społeczeństwo by następnie w pamiętniku napisać że to społeczeństwo odpycha ją, a nie zawsze tak jest. Zgadzam się iż to chwiejna osobowość, kto wie czy gdyby tylko znalazła miłość, od razu zaprzeczyłaby temu co mówiła o świecie i nigdy nie przyszły by jej do głowy destrukcyjne myśli. Brak mi jednak jasnego rozgraniczenia między tym "jak jest", a "jak mówi Olga".

      Na pewno podobają mi się ostatnie akty filmu, gdy obrońca Olgi łatwo obala jej tok rozumowania w prywatnej rozmowie oraz rozmowa rok po rozprawie, gdy bohaterka wymyśla sobie ojca, bo nie chce być już dłużej Hepnarovą. Rok później zwyczajnie nie wierzy w to co zrobiła, postanawia więc przestać wierzyć w to kim jest. Te sceny mówią więcej o samej bohaterce, niż reszta filmu.

      Usuń